top of page

Co ma wspólnego wczesny okres dzieciństwa z naszymi związkami partnerskimi w dorosłości?

  • Joanna Jewusiak
  • 16 paź 2022
  • 11 minut(y) czytania

Dzisiaj zapraszam Was do przyjrzenia się jak duży wpływ ma zachowanie rodziców w stosunku do dziecka we wczesnym okresie życia. Czy niemowlę tak naprawdę jest nic nieczującym, nieświadomym małym człowiekiem które wystarczy nakarmić, przewinąć i odłożyć do łóżeczka?


Zapraszam Was zatem do lektury. Zanim zacznę od przedstawienia mechanizmu który warunkuje tworzenie się stylów przywiązania przedstawię Wam pewną postać która jest twórcą teorii przywiązania. John Bolby to brytyjski psychiatra i psychoanalityk. Jak to w historii bywa sam twórca teorii doświadczył pewnych ciężkich wydarzeń w życiu dzięki którym rozpoczął badania nad pewnym zjawiskiem i stał się jedną z głównych postaci psychoanalitycznych w psychologii.




John Bowlby urodził się w Londynie w 1907 roku w wyższej klasie średniej, jako 4 z 6 dzieci słynnego chirurga, co oczywiście miało wpływ na jego dalszy rozwój. Czuł się odpowiedzialny za matkę, która nie wyszła powtórnie za mąż i sam ożenił się dopiero po jej śmierci. Gdy urodził się John ojciec miał 52 lata, a matka 40, starsze siostry nie wyszły nigdy za mąż, brat Tony ulubieniec matki (odziedziczył po ojcu tytuł hrabiowski) traktowano ich jak bliźniaków ubrani w jednakowe ubranka chodzili w szkole do tej samej klasy. Rodzeństwo przyjaźniło się, ale też bardzo ze sobą rywalizowało, oboje dokuczali młodszemu o 2 lata Jimiemu – opóźnionemu w rozwoju, niedomagającemu przez całe życie, co było niezgodne z duchem Bowlbych, żeby mieć członka rodziny, który nie odniósł sukcesu. Najmłodsza o 4 lata siostra Evelyn, interesowała się psychoanalizą, wyszła za mąż za profesora ekonomii a ich córka została psychoterapeutką dziecięcą. Widzimy tutaj już wiele powielanych schematów wśród córek po matce i rywalizacje wśród chłopców o uwagę. Matka Johna szczyciła się tym, że nie zajmowała się dziećmi, widywała je godzinę dziennie między 17.00 a 18.00 w salonie. Były wtedy schludnie wyszorowane, już po herbacie, a matka im czytała. Ojca dzieci widywały jeszcze rzadziej – tylko w niedzielę, w drodze do kościoła. Cały czas dziećmi zajmowały się nianie. Życie było pozbawione radości, wszystkie czynności były uregulowane i podporządkowane niezliczonym zegarom, robiono to co należy. Gdy John miał 4 lata opuściła go kochana niania co było dla niego wielką traumą, powiedział o tym pierwszy raz po 40 latach. Gdy w 1914 wybuchła wojna John miał 7 lat, został wraz z bratem odesłany do szkoły z internatem. W tamtych czasach na porządku dziennym były kary cielesne a wszelkie okazywanie uczuć i objawy przywiązania do opiekunów były karalne. John po latach podjął prace w szkole dla dzieci nieprzystosowanych gdzie poznał chłopca, który odegrał istotną rolę w powstawaniu teorii przywiązania. Mimo swego towarzyskiego usposobienia nie miał żadnych przyjaciół, cierpiał z powodu izolacji emocjonalnej. Jako nieślubne dziecko nie wychowywał się w rodzinie, nie pojawiła się też żadna osoba, która pełniłaby rolę matki. Ta znajomość uświadomiła Bowlbyemu związek między deprywacją macierzyńską a rozwojem osobowości, niezdolnej do wytworzenia więzi emocjonalnych i obojętnej na pochwały i kary. W 1929 roku Bowlby rozpoczął studia medyczne a następnie zapisał się do instytutu psychoanalitycznego i przeszedł analizę pod kierunkiem Joan Riviere, współpracownicy Melanie Klein jednej ze słynniejszych psychologów dziecięcych. Chciał zostać psychiatrą dziecięcym. Dyplom lekarski zdobył w 1933 roku, przeszkolił się w psychiatrii dorosłych, w 1940 został psychiatrą wojskowym. W 1937 zdobył kwalifikacje analityka i rozpoczął szkolenie w zakresie psychoanalizy dziecięcej pod kierownictwem Melanie Klein, która była jego superwizorką.

Bowlby rozpoczął swoją pracę jako psychoanalityk i zaczął przestrzegać przed rozdzieleniami dzieci od rodziców, jeśli dziecko musi zostać w szpitalu, matka powinna je tam codziennie odwiedzać. Uważał, że trudności jakich matki zaznały podczas własnego dzieciństwa, nie są bez znaczenia dla ich przyszłych ról rodzicielskich, zrozumienie tej sytuacji pomaga zmniejszyć im gnębiące poczucie winy. I tak powoli powstawała teoria więzi.




Według tej teorii w dzieciństwie tworzy się nasza matryca miłości (rodzaj przywiązania). Próbując to w prosty sposób zobrazować oznacza to, że jeśli rodzice potrafili kochać swoje dziecko w wystarczająco dobry sposób, mieli wystarczająco dobre umiejętności wychowawcze a także zasoby, by dać dziecku wszystko to, co potrzebne do zrównoważonego rozwoju emocjonalnego to matryca dziecka jest zrównoważona, symetryczna, BEZPIECZNA. Taki człowiek przez całe swoje życie będzie potrafił wejść spokojnie w związek, być w nim, dostrajać się do partnera, rodzić dzieci i je wychowywać, a wszelkie przeciwności będą rozwiązywalne. Prawda jest też taka, że takie osoby na starcie mają bardzo łatwo.


Według tej teorii w dzieciństwie tworzy się nasza matryca miłości (rodzaj przywiązania).

Mary Ainsworth uczennica Bowlbiego, wymyśliła pewien model obserwacji dzieci, którą nazwała PROCEDURĄ OBCEJ SYTUACJI. Badanie polegało na 20 minutowej obserwacji dziecka oraz dwukrotna separacje na 3 min. Następnie reakcja dziecka klasyfikowana była jako znamienna dla danego wzorca przywiązania. W ten sposób stworzono 3 a później doszedł 4 styl przywiązania.


1. Przywiązanie bezpieczne – dziecko uspokaja się po powrocie matki, w sytuacji stresowej szuka wsparcie i pociechy u innych, matka jest dla dziecka „bezpieczna bazą”, ma zdolność odzwierciedlania stanów dziecka, ma zdolność mentalizacji co sprzyja prawidłowemu rozwojowi dziecka. Matki dzieci ufnie przywiązanych szybko reagują na ich płacz, często patrzą, uśmiechają się więcej do nich mówią. Dziecko przeżywa siebie jako godne miłości i uwagi, może liczyć na innych, prosić o pomoc w potrzebie, przenosi te zasady na wszystkie inne związki. Oznakami ufnego przywiązania w dorosłym życiu jest „kompetencja autobiograficzna” i zdolność do płynnej narracji, większa kontrola ego i większa odporność psychiczna.


2. Przywiązanie unikające - dziecko przejawia niewielkie objawy stresu w trakcie nieobecności matki, a po jej powrocie nie dąży do ponownej bliskości. W późniejszym życiu wchodzi w relacje które nie zapewniają emocjonalnego wsparcia, odcina się od emocji ponieważ matka nie jest wystarczająco dobrze dostrojona do dziecka, nie reaguje na jego sygnały emocjonalne, jest to matka praktyczna: nakarmić, przewinąć i wystarczy. Świat spostrzega jako miejsce niebezpieczne, w którym do innych należy się odnosić z wielką ostrożnością. Siebie dziecko przeżywa jako niezdarne, niegodne miłości. Dziecko minimalizuje swoje potrzeby by uprzedzić spodziewane niezaspokojenie i odtrącenie i pozostać w odległym kontakcie z opiekunem. Odrzucenie i własne potrzeby zostają usunięte ze świadomości, co Bowlby nazywa „ obronnym wykluczeniem, obroną percepcyjną".


3. Przywiązanie lękowe - dziecko okazuje silny stres w trakcie separacji i nie uspokaja się po powrocie opiekuna, jest zdenerwowane, agresywne. Rodzice nadmiernie się przejmują, wpadają w panikę, bezradnie się szamoczą. Rodzice nie są w stanie dać sobie rady z własnymi problemami, zmentalizować własnego stresu, nie umieją też pomóc dziecku poradzić sobie z bólem i złością. Dziecko musi radzić sobie z emocjami samo ,a środki ma ubogie. Agresję rozładowuje na zabawkach lub rodzeństwie. Jest ona związana z nadmierną ingerencją rodzica, podkreślanie zależności i niesamodzielności dziecka, opiekun jest nieprzewidywalny, dziecko skrajnie podporządkowane.


4. Przywiązanie zdezorganizowane – dziecko poszukuje bliskości matki w sposób chaotyczny, dziwaczny, nieadekwatny. W dalszym rozwoju dziecka występują objawy psychopatologiczne, w sytuacji stresu mogą zostać uruchomione mechanizmy dysocjacyjne, zaburzenia osobowości typu borderline. Dziecko niezwykle wyczulone na emocje rodzica, przejmuje nad nim opiekę , oferuje mu pocieszenie. Opiekun stanowi zagrożenie dla dziecka ( przemoc lub molestowanie), rodzic nie może stać się bezpieczną bazą dla dziecka, nie koi lęku, brak ciągłości w relacji z opiekunami skutkuje niezdolnością do wyzwalania się z relacji powodujących ból, brak umiejętności samouspokojenia.





Dziecko ma sposoby by utrzymać relację przywiązania za wszelką cenę, nawet kosztem późniejszych problemów emocjonalnych i adaptacyjnych. Obronne wykluczenie powoduje, że wzorce te są bardzo odporne na zmianę i nie zmieniają się pod wpływem bieżących doświadczeń. Wewnętrzne modele robocze powstające w relacji z pierwszym opiekunem są kontynuowane w życiu dorosłym i przekazywane następnemu pokoleniu.

Dziecko ma sposoby by utrzymać relację przywiązania za wszelką cenę, nawet kosztem późniejszych problemów emocjonalnych i adaptacyjnych.

A jak się ten proces tworzy? Cały proces przywiązania rozpoczyna się już od narodzin. Rozwój mózgu dziecka dokonuje się skokowo, pierwsze wyraźne skoki mają miejsce w 2 i 8 miesiącu życia. W 2 m-cu ma miejsce gwałtowny rozwój pierwotnej kory wzrokowej, co jest bazą rozwoju struktur czynnościowych widzenia ludzkiej twarzy. Bodźce wzrokowe wyrażające emocje twarzy matki stają się najsilniejszym bodźcem w środowisku społecznym niemowlęcia. Zainteresowanie niemowlęcia oczami matki inicjuje z kolei spojrzenie matki co prowadzi do interakcji. Badania neuroobrazowe wykazują ,że wzajemne patrzenie stymuluje rozwój połączeń między prawą korą czołową a układem limbicznym, głównie jądrem migdałowatym, które jest odpowiedzialne za emocje, pod warunkiem że cechuje je synchroniczność wzajemnych pobudzeń, rozdzielonych przerwami. Matka dostrojona psychobiologicznie do dziecka odpowiada na jego inicjatywę i pozwala odpocząć od kontaktu gdy dziecko się wycofuje. Podobnie jak terapeuta który podąża krok za pacjentem nie wykazuje swoich celów, ani inicjatywy.


Następnie do 6 miesiąca życia, pojawia się reakcja uśmiechu, która zapoczątkowuje cykl przyjaznych interakcji. Kluczowym czynnikiem przywiązania jest matczyna gotowość do wrażliwego reagowania na zachowania dziecka. Winnicott psychoanalityk z wykształcenia pediatra, który całe swoje życie poświęcił badaniom klinicznym i psychoterapii niemowląt mówił, że dziecko odbija się w twarzy matki i tym co widzi w jej oczach jest ono samo. Wg Sternberga wzajemna wymiana spojrzeń między matką a niemowlęciem jest kluczowym składnikiem rozwoju świata wewnętrznego. Daje dziecku poczucie ciągłości, historii, sprawczości, poczucia wartości. To matczyne dostrojenie się do rytmu dziecka a nie rodzic podporzodkowujący sobie dziecko, matka gaworzy z dzieckiem jej odgłosy harmonizują z odgłosami niemowlęcia, minami, ruchami, mogą się pojawiać w innej modalności zmysłowej – dziecko podskakuje, a matka mówi „hopa, hopa”. Pomaga to niemowlęciu w rozwoju zintegrowanego poczucia siebie. Zaobserwowano, że matki dzieci przywiązanych pozabezpiecznie narzucają się im, gdy dzieci beztrosko się bawią, a ignorują gdy dzieci są w potrzebie.


Od 6 miesiąca do 3 lat pojawia się lęk przed obcymi zbiegający się w czasie z umiejętnością przemieszczania się. Dziecko traktuje matkę jako bezpieczną bazę, może oddalać się czując się bezpiecznie, w chwili zagrożenia przywołuje matkę płaczem, przylega do niej. Nadmiernie lękowi rodzice mogą powstrzymywać zachowania eksploracyjne dziecka, sprawiając że będzie ono przytłumione i zahamowane. Z kolei beztroscy rodzice, niedbali, nie stanowią bezpiecznej bazy, co prowadzi do lęku i poczucia porzucenia, przez co dziecko hamuje się samo.


Powyżej 3 lat, to etap stałości obiektu, dziecko odróżnia swoich rodziców jako odrębne osoby, mające własne zamierzenia i cele, nadal chce zachować bliskość ale ma większy repertuar sposobów. Spójność w zachowaniu matki jest źródłem poczucia ciągłości. Dzięki matce pojawia się zdolność do utrzymania obrazu siebie we własnym umyśle, objawiająca się zdolnością do autorefleksji. Matka która nie potrafi funkcjonować jako pomoc , naraża dziecko na obezwładniające emocje, gdy dziecko spotka się z utratą i lękiem separacyjnym.


Pamiętajmy, że niektóre osoby będą w 100% pasowały do jednego opisu stylu przywiązania, a niektóre w 60%, bo już cos przepracowały u siebie albo startowały z innego miejsca w życiu. Nie jest tak, że do końca życia będziemy tkwili w tym przywiązaniu bo człowiek to istota zmienna, jeśli oczywiście zechce się zmienić i zauważy, że ma pewien problem.


Zatem jaki ma to wpływ na nasze dorosłe związki?


Po krótkim zapoznaniu się z artykułem nie jest odkryciem, że najłatwiej jest tworzyć bezproblemowy związek osobom o przywiązaniu bezpiecznym.

W bezpiecznej relacji partnerzy wspierają się wzajemnie, są dla siebie nawzajem osobami godnymi zaufania. Takie osoby zwiększają poczucie bezpieczeństwa osoby poprzez: zapewnienie bezpiecznej przystani do której osoba może się skierować kiedy potrzebuje. bycie bezpieczną bazą z której może eksplorować środowisko, angażować w różne aktywności, wyzwania, czy nowe relacje. Bezpieczni partnerzy nie mają z tym żadnego problemu, doskonale rozumieją te potrzeby. Odpowiednio na to reagują. Jeżeli ich partnerzy potrzebują bliskości, dają bliskość. Kiedy chcą eksplorować, dają im wolność. Rozumieją też, że najczęstszą przyczyną negatywnych emocji jest frustracja związana z pragnieniem miłości i opieki. Emocje takie jak lęk, czy złość często wynikają z niepewności, czy bliska nam osoba będzie dostępna i będzie odpowiadać na nasze potrzeby albo z wołania o pomoc. W zdrowym związku każdy z partnerów może być bezpieczną przystanią dla drugiej osoby. Role te wymieniają się w zależności od sytuacji. Każdy z partnerów potrafi wyrażać swoje potrzeby emocjonalne w otwarty i nieagresywny sposób.


Może też być jednak tak, że w związku jedna osoba jest ze stylem przywiązania bezpiecznym a druga lękowym, w tej sytuacji osoba lękowa ma szansę otrzymać to czego nigdy nie otrzymała w dzieciństwie, ale nie zawsze jest to możliwe. Bo na dłuższą metę może to być zbyt obciążające dla osoby dającej bezpieczeństwo. Idealną sytuacją byłoby gdyby osoba lękowa zauważyła swój niezdrowy sposób przywiązania i chciała zmiany.


Jednak najczęściej spotykanym modelem w gabinetach jest konfiguracja stylu lękowego i unikającego. I tu też nie do końca jest aż tak źle, bo skoro lądują w gabinecie to oznacza, że pierwszy krok mają za sobą, zorientowali się że jest problem i jest możliwość zmiany. Klasycznie wygląda to tak, że unikający to mężczyzna, a lękowa kobieta. Oczywiście może być też sytuacja odwrotna, albo jeszcze trudniejsza bo para może być homoseksualna i zmagać się jeszcze z problemami docierającymi od otoczenia.


Kiedy osoby maja pozabezpieczne przywiązanie nie wyrażają tych potrzeb: zaprzeczają im (poradzę sobie sam), wstydzą się ich albo nawet o nich nie wiedzą albo wyrażają te potrzeby w agresywny, napastliwy sposób wymuszając coś na drugiej osobie szantażem. Aby przybliżyć ten model pary wróćmy do klasycznej pary z gabinetu on unikający, ona lękowa.

Najczęściej lękowa osoba sama znajdzie sobie partnera i przylepi się do niego, chodzi wszędzie tam gdzie, on, chce z nim spędzać jak najwięcej czasu, aranżuje ich wspólny czas wolny, staje się jego cieniem. Unikającemu mężczyźnie na początku to nie przeszkadza bo w sumie jest mu to obojętne on sam nie wie czy tego chce czy nie, ale po pewnym czasie zaczną się w tym związku męczyć. On próbuje znaleźć dla siebie odrobine przestrzeni, ona czuje się odtrącana i pojawiają jej się myśli, że może kogoś ma a może ją chce zostawić. Lękowa kobieta coraz bardziej się narzuca i żyje w przekonaniu, że on się kiedyś zmieni. Ona go tak bardzo kocha a on tego nie rozumie. Ona nie rozumie też, że on ją kocha ale nie w taki sposób jakby ona tego od niego oczekiwała. Ona czuje, że on daje z siebie 10 % tego co ona potrzebuje, on myśli, że daje 200% bo przecież spędza z nią dużo więcej czasu niż z każdą inną dotychczas kobietą, mieszka z nią albo spotyka się każdego dnia i dla żadnej innej by tego nie zrobił. Ona przesyła mu artykuły na temat tego jak on się zachowuje, chcąc mu udowodnić, że to z nim jest problem ale nie zauważa problemu u siebie. On czyta te artykuły co jest dla niego gigantycznym wysiłkiem bo ten czas wolałby poświęcić na coś innego ale robi to dla niej z myślą, że może ona dostrzeże jego starania. Ona bardzo go potrzebuje, on nie aż tak bardzo. Ona w stresie chce się tulić, nie potrafi jednak za bardzo o to prosić, bo z góry zakłada, że tego nie dostanie. Zaciska więc zęby, że da radę sama, w efekcie nie daje rady sama i ostatecznie co jakiś czas wybucha. Obok mamy drugą osobę, dla której związek jest ważny ale on chce też mieć karierę, spotykać się z przyjaciółmi uprawiać sport, wyjeżdżać samodzielnie. I tak powolutku rozjeżdżają się każdego dnia. Czasem taka para trafia do gabinetu po pomoc i tam się otrzeźwią, a czasem takie związki się rozpadają. W takiej parze jest potencjał do zmiany i możliwa zmiana ale musi być to zauważone i zaakceptowane.


Ona w stresie chce się tulić, nie potrafi jednak za bardzo o to prosić, bo z góry zakłada, że tego nie dostanie. Zaciska więc zęby, że da radę sama, w efekcie nie daje rady sama i ostatecznie co jakiś czas wybucha.

Mamy jeszcze jedną sytuację znacznie trudniejszą: Unikający i Unikająca. To osoby które mieszkają pod jednym dachem ale żyją swoim życiem, płacą rachunki, mają wspólne bądź osobne konta a ich wspólna rozmowa dotyczy tego, że trzeba coś wymienić w domu, albo skończyło się mleko. Problemów w tym związku nie ma bo nikt ich nie dostrzega, nikt nie zaprząta sobie głowy tym co czuje druga osoba. Zdarzają się takie związki i pary tkwią w nich nawet całe życie.


Co zatem możesz zrobić dla siebie jeśli zauważasz jakiś scenariusz? Starać się zmienić sam lub z pomocą specjalisty. A co jeśli jesteś rodzicem i nie chcesz wykształcić u swojego dziecka jednego z pozabezpiecznych styów przywiązania?


Jak postępować, żeby nasze dzieci rozwinęły bezpieczny styl przywiązania?


Wbrew pozorom odpowiedź nie jest szczególnie skomplikowana. Po prostu trzeba być wrażliwym i reagować na potrzeby dziecka. Jak to jednak robić?

Z pomocą przychodzi między innymi Rodzicielstwo Bliskości, termin stworzony ale bezpośrednio oparty na teorii Bowlbego. Zakłada, że bezpieczna i silna więź tworzy się, kiedy matki dostrajają się do potrzeb dziecka: karmią piersią na żądanie, przez większość czasu znajdują się blisko, śpią z nią. Jeśli poród odbywa się w sposób naturalny bez niepotrzebnych interwencji medycznych to dobrze by było gdyby noworodek natychmiast po porodzie trafiał do matki.

Jednak nie przekreślajmy dzieci urodzonych przez cesarskie cięcie czy karmione butelką. One również mają szanse wyrosnąć na szczęśliwych dorosłych.

Tajemnica dobrej więzi tkwi we wrażliwości rodzica oraz reagowaniu na potrzeby konkretnego dziecka.


Warto pamiętać, że dzieci rodzą z różnym temperamentem. Niektóre będą potrzebowały być karmione piersią przez dwa lata, inne zrezygnują z tej formy karmienia znacznie szybciej. Nie jest też tajemnicą, że są dzieci, którą wolą spać same w łóżeczku, inne są szczęśliwe w wózku i nie lubią być noszone w chuście. Jedyne co może zrobić rodzic to obserwować i podążać za własnym dzieckiem. Jeśli rodzic zna swoje dziecko i adekwatnie reaguje na jego potrzeby, nie ma powodów obawiać się trudności w rozwoju niemowlęcia.

I jeszcze jedno równie ważna rzecz, szacunek. Jeśli przyjmujemy wobec dziecka postawę autentycznego szacunku, w zasadzie niewiele więcej trzeba, by wychować szczęśliwego i wierzącego w siebie człowieka. Jakikolwiek zatem styl rodzicielstwa jest nam najbliższy, pamiętajmy, żeby nie zgubić w nim potrzeb dziecka.

bottom of page